Chamstwo mongolskich trenerów! Film!
Chamstwo mongolskich trenerów!
Atrakcja, kolejna „atrakcja” Igrzysk w Rio de Janeiro.
Walka o brąz w zapasach, kategoria 65 kg. Walczy zawodnik z Uzbekistanu z zapasiorem z Mongolii. Walczą, walczą… zostaje dziesięć sekund do końca…
Zapaśnik mongolski prowadzi 7 do sześciu. Wtedy zaczyna demonstrować radość, skacze po macie, unika walki, ucieka…
Przeanalizujmy to po sportowemu!
Kolarz, jeśli na finiszu jest pewny, że nikt go już nie dopadnie – ma prawo podnieść łapy w górę, zabrać kibicowi flagę i spokojnie, z uśmiechem kręcić do kreski.
W narciarstwie biegowym zawodnicy, kiedy mają dużą przewagę – biorą od swoich kibiców flagę i wymachując nią tryumfalnie dojeżdżają do mety. Nikt tego nie krytykuje.
W grach zespołowych – kiedy doświadczenie wskazuje, że już nic nie zmieni wyniku – gracze też często wyrażają radość z wygranej i nie są za to karani.
Jednak w sportach walki nie można tak naginać przepisów. Trzeba walczyć do końca! Bo – UWAGA! – w ten sposób wyraża się też szacunek dla rywala.
Po prostu takie są zasady!
Mongolski zawodnik i jego trenerzy zapomnieli o tym. Zachowali się po chamsku!
Jedynym usprawiedliwieniem dla nich może być to, że w ludowych, tradycyjnych mongolskich zapasach – być może – takie zachowania są tolerowane.
Dlatego, nawet jako były zapaśnik i człowiek lubiący ekscentryczne zachowania – piszę wprost – to była chamówa!
I tyle!
Kiedyś na zawodach rangi M. Europy Juniorów jeden z egzotycznych zawodników, po wygranej walce zaczął show, skakał, krzyczał i tańczył.
Za sekundę miała być dekoracja jego kategorii. Trener złapał młodzieńca za frak i wyniósł z hali, tam – bez świadków – opierdolił jak sukę i dopiero potem pozwolił wrócić na dekorację.
Tu, w Ryjo – trenerzy zawiedli!