Gołota vs Saleta – nie!
Nigdy nie zapomnę walk Andrzeja Gołoty , miejsc w których je oglądałem i ludzi, z którymi przeżywałem radość i smutek. Mam to przed oczami i będę miał na zawsze. „Legenda”, „Ikona” dzięki swoim wygranym. I, jakże ludzki, zwyczajny, gdy przegrywał. Legendy o „Legendzie” przekazywane z ust do ust nie tylko w Warszawie i Włocławku:-) Kilka spotkań, gdzie mogłem zamienić z Andrzejem kilka słów. To mi wystarczy, żeby „zamknąć epokę” i już.
Pamiętam też treningi na AWF Warszawa, gdy obok potężne ciężary dźwigał Przemek Saleta . Był potwornie silny, ale w bieganiu dorównywało mu wielu ćwiczących. Przez jakiś czas „leczyliśmy” nasze samochody u jednego Pana Mechanika. Psy Salety, przywiązane w kącie sali, jego odzywki i niesamowite poczucie humoru. Teraz Przemo szuka adrenaliny na motocyklach. I popiera w wyborach prezydęta Komorowskiego:-)
Media wołają, że walka „pożegnalna” między Andrzejem Gołotą a Przemysławem Saletą nadchodzi…
Pytam: po co?
Moim zdaniem, w boksie, walki pokazowe to głupota i zaprzeczenie idei tego sportu! Na co liczycie, proponując taką walkę? Że „Janusze” zasiądą na trybunach i przed monitorami? Pewno tak będzie, ale czy pięściarstwo to sztuka dla „Januszów”? Jeśli tak, to ja wolę oglądać lokalne zawody juniorów, gdzie jest po prostu walka i tylko walka (z niewiadomym do końca wynikiem), a zawodnicy są przygotowani na 200% swoich możliwości.
Co innego tenis…
W tenisie, dwaj „emerytowani” mistrzowie w meczu pokazowym mogą – faktycznie – dać „pokaz” pozwalając sobie na efektowne i ryzykowne zagrania, których nie stosowali w meczach o wielką stawkę. W tym sporcie – bezkontaktowym – gra „na pokaz” faktycznie może się podobać.
Ale w boksie?
Jedyny pozytywny aspekt takiej walki polega na tym, że w cieniu mistrzów przed dużą publicznością pokażą się inni, mniej znani zawodnicy.
Byle tylko nie skończyło się, jak z pożegnaniem Tomasza Golloba na Basenie Narodowym …