Prekursor – Temil Teresiewicz

Piotr Szymanowski . Nagłówek , Walki 180 Brak komentarzy

Październik i listopad roku 2002 w polskim MMA to moment „narodzin”, chodź jeszcze pod nazwą Vale Tudo. Mirosław Okniński stworzył takie „ciśnienie medialne”, tak znakomicie promował walkę, że każdy chciał tam być. Wtedy jeszcze oferta jednej walki w klatce nie była w stanie przyciągnąć widzów, więc Miras chytrze „doczepił się” do dużej, znakomitej, na tamte czasy, imprezy targowej „Body Show”. Mieliśmy tam dużą ofertę dla ówczesnych fanów rekreacji, sportów siłowych, stoiska firm z suplementami, sprzęt, oraz polskie i zagraniczne gwiazdy kulturystyki i fitness. Targi dobre, ale bardzo wiele osób czekało na wieczór, gdy rozpocznie się walka. Walka w klatce, pierwsza – legalna i publiczna w Polsce.

Naprzeciw siebie stanęli: Grzegorz „Jakubek” Jakubowski oraz Temil Teresiewicz. Był listopad 2002 roku. Rozpoczęła się era Mieszanych Sztuk Walki w Polsce.

Teraz Michał Malinowsky i portal IN THE CAGE prezentują wywiad, w którym Temil Teresiewicz wspomina tamto wydarzenie.

Witam. Co u pana słychać?

Witam serdecznie. Istotnych zmian w życiu nie zaobserwowałem, chyba że powrót do korzeni czyli zapasów można takową nazwać. Efektem tego jest zdobycie pierwszego miejsca w IX Otwartych Mistrzostwach Polski Weteranów w zapasach z udziałem ekip zagranicznych, w kategorii do 110 kg, dywizja A, które odbyły się w Warszawie, 22-23-go listopada ubiegłego roku.

Swoją ostatnią walkę stoczył Pan prawie dwa lata temu. Czy myśli Pan jeszcze o powrocie do klatki?

Nigdy z udziału w pojedynkach formuły MMA nie zrezygnowałem. Staram się być zawsze przygotowany do ewentualnych propozycji udziału w walce.

Planuje Pan jakieś starty poza MMA w tym roku?

Jak wspomniałem na początku mojej wypowiedzi wróciłem do startów w zapasach, brałem udział w Mistrzostwach Polski w Judo służb mundurowych z niezłym wynikiem, zdobyłem wtedy srebrny medal. W tym roku planuję start w kolejnej edycji Otwartych Mistrzostw Polski Weteranów w zapasach, które odbędą się tradycyjnie w Warszawie oraz Mistrzostw Świata Weteranów w zapasach, które mają odbyć się w kolebce dawnego Pankrationu a teraźniejszego MMA, czyli w Grecji (w pierwszym projekcie MŚ miały odbyć się w Polsce).

Na marginesie cieszę się z faktu, iż odwiedzę kraj moich przodków ze strony ojca. Planuję również powrót do startów w normalnych turniejach zapaśniczych, gdzie będę miał możliwość sprawdzenia własnej formy z zawodnikami młodszymi średnio o 20–25 lat.

Cofnijmy się w czasie. Rok 2002 i pierwsza walka MMA w Polsce. Jakie ma Pan wspomnienia z walki z Grzegorzem Jakubowskim?

Pamiętam, że walka była dłuuuuuga (śmiech). Widząc swojego oponenta, który sprawiał wrażenie sympatycznego faceta o mniejszych gabarytach ode mnie stwierdziłem, że walka nie będzie trudna. Życie jednak weryfikuje błędne oceny, Grzegorz okazał się bardzo wymagającym przeciwnikiem.

Były plany, propozycje waszego rewanżu?

Tak, były takie plany przy okazji organizowania gali Pro Fight 6 we Włocławku, ale w rezultacie nie doszło do naszego rewanżu. Z jakich przyczyn? O to należy spytać ówczesnego organizatora. Ja przygotowywałem się do tej gali pod kątem walki z Grzegorzem Jakubowskim.

Jakie to uczucie przewalczyć 45 minut w debiucie?

Pojedynek odbył się na starych zasadach (wtedy jeszcze vale tudo), czyli bez limitu wagowego oraz czasowego. To było już ogromnym obciążeniem dla mnie, ponadto jak już wcześniej wspominałem Grzegorz okazał się twardym przeciwnikiem, niezwykle silnym oraz odpornym na ciosy. Po walce musiałem zweryfikować swoją wiedzę na temat walki w parterze. W efekcie zacząłem zgłębiać techniki z zakresu BJJ pod okiem Radka Olczyka w United Gym w Aleksandrowie Łódzkim. Walka była ciężka, ale uważam, że warto było skrzyżować rękawice z tak wybitnym wojownikiem jak Grzegorz Jakubowski.

Gdyby dziś któraś z możnych organizacji w Polsce zaproponowała walkę z Grzegorzem Jakubowskim, podjąłby Pan rękawice?

Naturalnie że TAK! Jednak potencjalni organizatorzy muszą się spieszyć, jeżeli będą się tak zbierać do zorganizowania rewanżu jak do chwili obecnej, to niedługo będą musieli nam zapewnić odpowiednie balkoniki do poruszania się po klatce. (śmiech)

Tworzył Pan historię polskiej sceny MMA. Jak wyglądały wtedy pierwsze gale? Jaki był odbiór Pana osoby?

Jeżeli chodzi o moją pierwszą walkę, w której brałem udział wspólnie z Grześkiem, organizacja pozostawiała wiele do życzenia, gdyż była to walka pokazowa przy okazji organizowanych targów pod nazwą „Body Show”. Bezpieczeństwa w trakcie w/w imprezy pilnowało dwóch ochroniarzy – emerytów.  Stąd miał miejsce nieprzyjemny incydent, gdzie po zakończonej walce do mojej szatni weszli kibice Grześka, którzy byli niezadowoleni z wyniku naszej walki i chcieli mi „COŚ” udowodnić. Kolokwialnie mówiąc, obyło się bez ofiar. Natomiast kolejne gale to już pełen profesjonalizm  – czyli zapewniona ochrona imprezy, obecne jest zaplecze medyczne, oprawa imprezy związana z tworzeniem show oraz, co za tym idzie, współpraca z mediami. Należy wspomnieć o najważniejszym aspekcie, czyli o przepisach, które zostały stworzone po to, aby nadać pojedynkom więcej atrakcyjności. Uważam, że walki w chwili obecnej są bardziej czytelne dla widzów. Co do mojej osoby mogę powiedzieć tylko tyle, że do momentu uczestnictwa w gali MMA zorganizowanej w Bełchatowie pod nazwą IMPACT, byłem anonimowym zawodnikiem z Łodzi. Po oszczerczych artykułach w lokalnej gazecie (gdzie redaktor szukał taniej sensacji), została ujawniona moja służba w jednostce AT. Nie wiem, czego oczekiwał wtedy piszący  artykuł redaktor, ale mogę stwierdzić, iż „nie odrobił pracy domowej”, gdyż w/w formule MMA na tamtą chwilę tych „dających zły przykład” funkcjonariuszy było w Polsce o wiele więcej. Nie sprawdził również kto to jest np. Mirko „CroCop” Filipović, gdzie ten wybitny zawodnik w swoim demo jawnie pokazuje, gdzie pracuje, a w swoim kraju jest uważany za bohatera. Od tamtej pory jestem postrzegany przez pewne środowiska nie jako autorytet sportowy, lecz jako znienawidzony „pies”, których członkowie nawet nie próbują poznać mnie jako człowieka, jedynie na co ich stać to anonimowe, głupkowate komentarze na mój temat w sieci lub wykrzykiwanie z trybun obraźliwych epitetów pod moim adresem. Na szczęście są i tacy, którzy nie są odważni tylko w tłumie i nie potrzebują poklasku swoich ziomków i przychodzą do mnie na zajęcia, a po bliższym poznaniu weryfikują swoje poglądy na mój temat. Uważam, że swoim wykształceniem popartym wieloletnim doświadczeniem w sporcie, zapracowałem sobie na szacunek i zaufanie swoich podopiecznych.

MMA na szeroką wodę wypłynęło na walkach celebrytów. Jak Pan się zapatruje na pojedynki  Mariusza Pudzianowskiego, Roberta „Hardkorowego Koksa” Burneiki czy innych osób niezwiązanych ze sportami walki?

Pozwolę sobie nie komentować pojedynków tzw. celebrytów, gdyż każdy ogląda polskie MMA i widzi to, co mu podają media „na tacy”, ale należy im podziękować gdyż dzięki nim dawne vale tudo a dzisiejsze MMA, nie jest kojarzone z podziemiem, z chuligańskimi bójkami oraz tym wszystkim, co złe w sporcie. Jednakże kiedyś walczyło się dla sportowej rywalizacji, pasji do współzawodnictwa i udowodnienia sobie samemu pewnych wartości zawartych w idei sportu. Może zaboli to niektórych celebrytów (niestety zdarzają się takie przypadki), ale powiem, że kiedyś liczyła się przede wszystkim walka, a przy okazji był pieniądz, zaś dziś liczy się przede wszystkim pieniądz przy okazji walki… Oczywiście moja ocena nie odnosi się do wszystkich zawodników walczących dziś na polskiej scenie MMA, jest wielu zawodników których bardzo szanuję i podziwiam za sportową postawę. Nasuwa mi się stwierdzenie mojego kolegi, również zawodnika MMA startującego w UFC – Tomka Drwala, że mimo wszystko zawodnicy typu freak fighter też są potrzebni aby tworzyć SHOW.

Jak Pan ocenia współczesną scenę MMA?

Nawiązując do tego, co powiedziałem wcześniej, mogę tylko dodać, że jest w naszym kraju, jak i na świecie wielu wybitnych zawodników, którzy niejednokrotnie przewyższają umiejętnościami obecnych idoli MMA, ale ze względu na brak np. dobrego promotora, przynależności do wiodących federacji MMA, nie mają możliwości zaistnienia na wielkiej arenie i to jest największy problem i bolączka współczesnych zawodników. Miałem nadzieję , że władze Komitetu Olimpijskiego w Grecji nie będą tak „skostniałe” i zezwolą na uczestnictwo zawodników MMA na ówczesnej Olimpiadzie w Atenach i zaprezentowanie nowej (MMA), a może przypomnienie starej (Pankration), olimpijskiej formuły współzawodnictwa w ramach promocji  jako przyszłej dyscypliny olimpijskiej.

Czego Panu życzyć?

Niedawno otrzymałem propozycję pracy, która będzie związana z rozwojem sportu wśród dzieci i młodzieży a już od dawna noszę się z zamiarem stworzenia systemu szkolenia jak również zorganizowania ligi MMA dla dzieci w kat. wiekowej od lat 7. Swoje zamierzenia opieram na własnych doświadczeniach, gdyż zapasy zacząłem trenować w wieku siedmiu lat, oraz na doświadczeniach takich krajów jak Brazylia, Japonia czy USA, gdzie, jak wiemy, istnieją kluby prowadzące zajęcia ze sportów walki już dla czterolatków. Tego proszę mi życzyć.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję Panu również za miłą rozmowę, a na koniec pozwolę sobie na użycie młodzieżowego określenia i przesłania pozdrowień zarówno dla hejterów i lajkerów.

Grafika: Marek Romanowski 21 stycznia, 2014   Autor : Michał Malinowsky/ IN THE CAGE

Tagi: Body Show   Grzegorz Jakubek Jakubowski   Hardkorowy Koksu   Radek Olczyk   Robert Burneika   Temil Teresiewicz   Tomasz Drwal   United Gym   Vale Tudo  

Piotr Szymanowski

Uprawiał wiele dyscyplin, od jazdy figurowej na lodzie w czasach przedszkolnych, przez hokej (Legia Warszawa), zapasy klasyczne (Legia Warszawa), do żeglarstwa (Baza Mrągowo). W 1990 zaczął wydawać własny miesięcznik „PAKER” o sportach sylwetkowych i siłowych. Następnie był redaktorem naczelnym w kilku miesięcznikach o podobnej tematyce. Od początków, czyli od 2002 roku, związany z polskim MMA. Pisał w walkach w klatkach, kiedy inni krytykowali to na potęgę. Autor kilku książek o historii polskiego sportu oraz o piłce nożnej.