Rura w Soczi!
Z przerażeniem przeczytaliśmy, że jednym z elementów uroczystości otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2014 w Soczi będzie pokaz… tańca na rurze w wykonaniu jednej z czołowych zawodniczek tej dyscypliny. Przerażenie to jedno, a nasz obowiązek informacyjny to drugie. Zatem! Uroczyste otwarcia igrzysk, czy to współczesne, czy to te wcześniejsze są zawsze kwintesencją kiczu i jarmarcznej estetyki. Taki jest zresztą wymóg „kultury” masowej. Scenariusz musi być realistyczny w formie i socjalistyczny (obecnie – europejski) w treści. Gdyby, na przykład, zamiast tych wygłupów dano jedynie koncert dobrej orkiestry symfonicznej – „przekaz” dotarłby do 3% odbiorców i gdzie wtedy miejsce na reklamy?
Dlatego stanowczo odradzamy oglądanie uroczystego otwarcia Igrzysk.
Wszystkim, którzy są zachwyceni tańcem na rurze i jego pro – zdrowotnymi działaniami dla fizys i psyche – przypominamy rodowód tego „sportu”.
W roku 1854, w Donever (stan Teksas, USA) był sobie mały burdelik. Właścicielka Jenny Brans, ostro popijała i gdy przesadziła z whisky – wchodziła na scenę, żeby zrobić striptease. Często się przy tym przewracała i dlatego jej pracownice ustawiły na scenie pionową rurę, aby Jenny miała się czego trzymać podczas zdejmowania majtek. Z czasem te jednoosobowe występy zyskały popularność w całym Teksasie. Następnie znany producent whisky, Pan Pole MacDance zaczął organizować zawody polegające na tym, że każda z zawodniczek wypijała setkę i wychodziła tańczyć, wspomagana właśnie wspomnianą rurą. Wygrywała ta, która wypiła najwięcej, a jednocześnie zdołała się rozebrać.
Tak było aż do momentu, gdy Komisja Sportu i Rekreacji Unii Europejskiej postanowiła, zgodnie ze zwyczajem UE, „podłączyć” stary zwyczaj do współczesności.
Tak, czy inaczej: Antyczny Ideał Olimpijski jebnął na bruk i teraz trzyma się pionowej rury!