„Juras”
Home Felietony „Juras” – koks w MMA!

 

„Juras” o  koksie w MMA!

„Siedemdziesiąt procent polskich zawodników MMA jest na koksie, a pozostałych [jeszcze] nie stać na koks!”

Mocne, co nie?

Łukasz „Juras” Jurkowski (zawodnik i trener sportów walki, komentator, spiker Legii Warszawa) zbiera głos tylko w ważnych sprawach. Akurat o dopingu w Mieszanych Sztukach Walki i w sporcie w ogóle ma wiele do powiedzenia, bo wiele widział i słyszał. Dlatego polecam artykuł Łukasza, choć na koniec podzielę się z Wami swoim przemyśleniami na ten temat.

Mamy dwa materiały, filmowy i tekstowy, każdy ciekawy i wart obejrzenia i przeczytania. Ponieważ funkcja cytatu na stronie jest nieładna:-) to – od tego momentu do akapitu „Moje cztery grosze” – wszystko jest cytatem. Jedziemy!

Żadna igła na świecie nie zastąpi ciężkiego treningu!

Wywiad od: BOXING NEWS.PL

Temat dopingu w MMA ostatnimi tygodniami nie schodzi z pierwszych stron branżowych portali. Absurdalne decyzje sportowych komisji w USA, kolejne wpadki topowych gwiazd, zaostrzona polityka antydopingowa. To wszystko oczywiście w Stanach Zjednoczonych, gdyż u nas w tym temacie Eldorado. Za każdym razem jak pojawi się temat dopingu w polskim MMA podnosi się larum, że skandal, że gówniane organizacje, bo nie wprowadzają testów. Temat dopingu w polskim MMA jest szybciutko zamiatany pod dywan, z namaszczeniem rozkładany przez kolejne organizacje. Powód prosty i w zasadzie jedyny… kasa misiu kasa , cytując klasyka. Żadnej organizacji poza KSW nie stać na płacenie kilku tysięcy złotych za jedną próbkę, czytaj jednego zawodnika. Mówienie o tym, jeszcze nikogo nie przebadało, a ogłaszanie rzekomego wprowadzenia jest tylko sloganem marketingowym. Wiadomo. O koksie zawsze będą gorące dyskusje, generujące ruch w internecie. Simple as that!

O temacie koksu, co i jak i dlaczego będziecie mogli zobaczyć w materiale, który nagraliśmy w środę dla Iron Horse Series, gdzie razem z Pawłem Kowalikiem i Markiem Ciołkiem rozkładamy troszkę karty w tym temacie. Chyba nie było jeszcze tak otwartej rozmowy w tym tabu. Już teraz gorąco polecam. W moim blogu wolę skupić się na moich własnych doświadczeniach.

No to zaczynamy!

„Juras jesteś kłamcą i koksiarzem jak wszyscy.”

– Takie zdanie co jakiś czas w dyskusji o dopingu znajdę w internecie. Wielokrotnie mówiłem o tym, że przez całą moją sportowa karierę, czy to w Taekwon-do czy MMA nigdy świadomie (zaznaczając, że to nie furtka do głupich tłumaczeń, o czym więcej w materiale IHS już na dniach) nie wziąłem nic, co jest na liście środków zabronionych. Nic! I wszystkich tych, którzy dalej będą twierdzić, że kłamię, proponuje mały challenge: róbcie zrzutę i zorganizujcie wariograf. Ustalimy kwotę zakładu na miejscu. Zbieram na Yamahę VMAX, więc przyda się trochę grosza :)

Uczciwie mówię, że jedynym niedozwolonym środkiem, który „brałem” dwukrotnie podczas rocznej przerwy w karierze była… marihuana:-) Dalej twierdze, że powinna być w sporcie legalna. Nie ma wpływu na wynik sportowy. Podczas treningów do walki nigdy nie jarałem. Mimo wszystko.

Dlaczego nie? Bo niestety mentalnie powinienem urodzić się w średniowieczu… Mam na tyle sztywny kręgosłup moralny, że na żadnym etapie kariery sportowej nie zdecydowałem się oszukiwać. Bliżej mi było do myślenia Samuraja niż niemieckich pływaczek. Nigdy specjalnie nawet tematem dopingu się nie interesowałem, gdyż wychowany przez Tomka Szczepaniuka na macie Taekwon-do, byłem piewcą idei Pierre De Coubertina, o czystości w sporcie. Śmieszne lub nie, ale pierwsze suplementy diety wjechały chyba po dwóch latach ciężkich treningów i startów. Lekko przestraszony, rozglądając się na boki, czy aby nikt nie widzi… wchodziłem do sklepu z odżywkami. Biłem się z myślami i mimo tego, że koledzy i trenerzy przekonywali, że BCAA i odżywka białkowa to normalne środki, wspomagające przygotowanie, a nie dobry anabol, to czułem się jakby zdradził. Przede wszystkim siebie. Koniec końców, czerwony jak cegła ze wstydu opuściłem sklep z puszką aminokwasów. Trzymałem ją w szafce, co by rodzice nie widzieli, że ćpiem… no dobra… to jest ten moment, kiedy możecie wstać już z podłogi i ponownie zacząć czytać ten tekst. Mam nadzieje, że ze śmiechu nikt nie popuścił. Jeżeli tak, to szybciutko się przebrać i wracamy do moich „koksiarskich” doświadczeń.

Czas płynął. Z każdym treningiem dawałem z siebie max, aby realizować sobie stawiane sportowe cele. Udawało się. Raz lepiej raz gorzej. Jak to w sporcie. Po karierze w Taekwon-do poszedłem do MMA. Super. Świetna przygoda i jeszcze cięższe treningi. Kontuzje, zmęczenie, ból. Wraz ze wzrostem popularności, ludzie zaczęli ode mnie wymagać jeszcze więcej. Normalna sprawa. Dobrze radziłem sobie z presją wyniku. Gorzej z urazami. Wtedy po raz pierwszy, koledzy w szatni zasugerowali abym zainwestował w Hormon Wzrostu, czyli hGH. W tej samej chwili powiedziałem im „pierdolcie się”. Dam radę walczyć i z koksiarzami, sądząc, że tylko ciężki trening się liczy. I charakter. Przyjaciele z Teamu wiedzieli, że u mnie nie ma tematu dopingu.

Kolejne walki, świat MMA rozwija się szaleńczo, coraz młodsi fighterzy wjeżdżają na igłę, zanim jeszcze zaczną coś znaczyć. Trzeba zatem trenować jeszcze mocniej. Wtedy z pomocą przychodzi Michał Garnys , mój kolega z AWF, który staje się również moim trenerem od przygotowania atletycznego. Kontrolowany badaniami trening, testy, limity, suplementacja. Współczesne metody treningowe, z których niestety nie wszyscy korzystają obecnie. Dziwne… bo tańsze niż kuracja Hormonem…

Lepiej świńskim truchtem lecieć na skróty!

Powoli trzeba kończyć, bo nikt nie czyta w internecie długich tekstów:-) Ot umysłowe lenistwo. Spokojnie jestem z w tym z wami:-)

Będąc pod kontrolą Michała Garnysa, nauczyłem się korzystać odpowiednio z środków dozwolonych, które pozwalają odpowiednio regenerować się, poprawiać parametry krwi i uzupełniać straty minerałów po zbijaniu wagi. TAD i Solcoseryl. Dwa środki, o które miałem zastrzeżenia ale szybko sprawdziłem, że nie były na liście WADA. Ot regeneratory. Z zastrzyków do mięśniowych Wit B12 i tydzień przed walką Wit C w morderczych dawkach, co by się nie przeziębić. To wszystko. Suplementów diety nie liczę. Nawet spalacze tłuszczu brałem bez efedryny :-)

Czas na epilog

Nie jestem idiotą, wiem, że na pewnym poziomie ładowanie igły w dupę czy brzuch jest po prostu równaniem do ogółu. Tam gdzie wchodzą grube pieniądze, robi się presja wyniku. Uważam, że nie ma pośredniego wyjścia i jakiejkolwiek sprawiedliwości. Albo nikt nie bierze (utopia) albo niech każdy ładuje na potęgę. Co z tego, że za kilka lat, wielu zawodników polskiego MMA nie będzie miało chęci na bzykanie, a wzwód zobaczą jak przywiążą marchewkę. Co z tego, że po skończonej karierze wątrobą będzie mogła przefiltrować co najwyżej zsiadłe mleko. Co z tego, że serce zakuje już po wejściu na pierwsze piętro, a zawał murowany przy zabawie w chowanego. Przecież byłem pieprzonym mistrzem UFC, KSW, Bellatora czy M-1. Wynik był, puchary na ścianie, pasy w gablocie. Zdjęcia, klepanie po ramionach. Jakim kosztem?

Dramatyzuję?

Pożyjemy zobaczymy… osobiście wkurw*** mnie fakt, ładowania w siebie całej tablicy Mendelejewa przez coraz młodszych zawodników lub zawodników, którzy nic nie znaczą w polskim MMA. Super, że wyglądasz jak Bóg, a dziewczyny piszczą na Twój widok. To nic, że w kolejnych walkach ponownie ktoś zrobi ci z dupy jesień średniowiecza. Żadna igła na świecie nie zastąpi ciężkiego treningu. A wszyscy, którzy już na początku kariery decydują się na doping to tchórze, którzy najpierw boją się ciężkiej pracy, a później konsekwencji zbierania w łeb. Nie ma w tym sporcie drogi na skróty.

Jestem fizycznym wrakiem. Wstaje z bólem i zasypiam z bólem. Już nawet lekarz zasugerował abym zorganizował sobie HGH i doprowadził siebie do stanu użyteczności. Tyle, że dalej bije się z myślami. Mimo, iż nie rywalizuje już z nikim. Po prostu jestem tym samym chłopakiem, który wchodził ze wstydem do sklepu z odżywkami po BCAA…naście lat temu. Dziwne… Mimo wszystko. Z tym, że ja jestem dziwny i mi z tym dobrze :-)

Na zakończenie

O ile jestem w stanie zrozumieć doping, mający na celu realizację wyniku sportowego… to nie rozumiem jak ktoś może robić z siebie napompowaną gównem kreaturę człowieka idąc na siłownię. Koksujcie dalej! Przynajmniej mam się z czego pośmiać!

Nie ma drogi na skróty!!!! Zapieprzać na maksa Panie i Panowie. Droga na szczyt jest ciężka, ale jak się już tam dotrze, będąc fair sam ze sobą, to ci ze szlaku dla lamusów, będą wam czyścić zabłocone ich ściemą buty. Walczcie!

Pozdrawiam!

Moje cztery grosze…

Po prostu muszę wtrącić swoje cztery grosze:-)

Juras! Doskonały wpis, mam tylko uwagi :-)

Prawidłowo brany koks pozwala trenować jeszcze mocniej, niż bez koksu! Na pewno więc stosowanie dopingu nie jest „drogą na skróty” czy objawem lenistwa! Wręcz przeciwnie! Dobrze dobrany koks pozwala trenować i regenerować się szybciej. To niby drobiazg, ale na koksiarzy i tak wylewamy wszyscy tyle błota, że akurat tego wiaderka może już nie.

Druga sprawa. Dla mnie najgorszą rzeczą jest taki rodzaj dopingu, po którym zawodnik „może” i wydaje mu się, że chce jeszcze walczyć, zamiast się położyć! Są środki blokujące ból. Nasz organizm działa z natury rozsądnie. Więc nie możesz unieść nad głowę tego, czego nie utrzymają twoje dłonie. Jeśli dostaniesz w ryj i organizm „odłączy prąd” – to w ten sposób „ratuje się” przed gorszym urazem! Podobnie, jak instynktownie cofasz dłoń znad płomienia! Kiedy jesteś na koksie – nie czujesz urazów, podniesiesz się i oberwiesz jeszcze, jeszcze i jeszcze raz.

Koks niszczy zdrowie, a taki który pozwala walczyć mimo urazu – najszybciej.

Kolejna rzecz to cena badań antydopingowych. Jest ona moim zdaniem stanowczo za wysoka! Badania takie powinny kosztować dwadzieścia złotych, nie więcej! Wtedy dopiero można by mówić o walce z dopingiem wśród małoletnich!

Skoro nawet nastolatki sięgają po towar – a ponoć chcemy to zwalczać – trzeba drastycznie obniżyć cenę badań. Nie wiem jak, ale po prostu trzeba!

Ostatnia sprawa – sportowcy poniżej 18 lat. Moim zdaniem za podanie, sprzedanie, zachęcanie małoletnich do koksu – powinien być kryminał! Jak za wódkę albo surowiej! Trener, który podał towar młodemu zawodnikowi, sprzedawca – powinni za to siedzieć!

No i na tym koniec długiego artykułu :-)

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Similar articles
 

Legia – Cracovia – kup bilet:-)  

 
0   72

Chuj z waszą wolnością!  

 
0   83

Pudzianowski – wygonię ich siłą!  

Leave a Reply

1 + 11 =