Korona – Legia dwie relacje
Dwie relacje z meczu Korona Kielce – Legia Warszawa 20.12.2015 zamieszczone niedawno na stadionowioprawcy.net
Koroniarze przywitali Legionistów na jednym z mostów przy dojeździe do Kielc. Kilka aut Korony, które były z przodu kolumny zatrzymuje ruch. Niektóre auta przejeżdżają dalej, część z pozostałych podejmuje wyzwanie, ale ostatecznie akcja na plus dla Korony. Samochody z Legionistami, którzy nie chcieli opuścić swoich pojazdów zostały uszkodzone . Cała akcja trwa 2-3 minuty po czym wjeżdżają ci co zawsze i kończą zabawę.
Poniżej możecie przeczytać dwie obszerne relacje z tego meczu, jednak tylko Korona zdecydowała się wspomnieć o zdarzeniu.
Relacja Kibiców Korony:
Koniec roku dla nas zapowiadał się dosyć ciekawie za sprawą ostatniego, domowego spotkania ze stołeczną Legią. Ciekawie było przed meczem, jak i podczas samego spotkania na murawie oraz na trybunach…
Bukmacherzy w tym spotkaniu widzieli tylko jednego faworyta – Legię Warszawa. Goście od początku sezonu znajdują się w czołówce Ekstraklasy, ustępując przez zimę miejsca tylko Piastowi Gliwice. Mimo to w ten pojedynek zdecydowanie lepiej weszli „żółto – czerwoni”. Niestety po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, iż „niewykorzystane sytuacje lubią się mścić” i chociaż Korona od 42. minuty prowadziła 1:0 po bramce Łukasza Sierpiny to przyjezdnych stać było na wyrównanie tuż przed przerwą oraz zdobycie dwóch kolejnych bramek w drugich 45 – minutach i ustalenie końcowego wyniku na 1-3.
Nie wszyscy skupili się jednak na czysto sportowym aspekcie, bowiem na ten mecz planowaliśmy solidnie wypełnić Młyn, by godnie zakończyć ten rok! Tak też się stało, wreszcie serce naszego stadionu wyglądało tak, jak na nie przystało – cała górna trybuna oflagowana została 8 – płótnami, zaś prowadzony doping stał na dobrym poziomie ze sporadycznymi, mocniejszymi uderzeniami.
Z bardzo dobrej strony po raz kolejny zaprezentowali się kieleccy Ultrasi, którzy na to spotkanie przygotowują wyjątkową choreografię. Złożył się na nią długi transparent przedzielony małą sektorówką, całość przedstawiała napis „Poznaj nasze dwa oblicza” oraz wizerunek Kubusia Puchatka w dobrej i złej intonacji. Z „dobrej strony” po wcześniejszym odliczaniu poleciała masa serpentyn oraz konfetti, na „złej” natomiast odpalone zostały race, flary oraz świece dymne. Do wszystkiego dołączono również żółto – czerwone machajki i trzeba przyznać, że wszystko wyszło naprawdę świetnie!
Wyjątkowo choreografia wpasowała się również w przedmeczowe wydarzenia. JEDYNE OFICJALNE INFORMACJE POJAWIĄ SIĘ OD OSÓB ZA TO ODPOWIEDZIALNYCH, dlatego informujemy, że żadne informacje, które pojawiają się na fejsbukowych fan pejdżach nie są naszym oficjalnym stanowiskiem! Nie zapominajcie również o zakazie wypowiadania się na różnych forach oraz portalach społecznościowych w oficjalnym imieniu Korony. Prawdą jest, że Koroniarze „na plus” przywitali Legionistów. Z pewnością jest to powód do zadowolenia, ale nie możemy popadać w samozachwyt, takie akcje bowiem nie przychodzą same. Idzie zima, dlatego tym bardziej pamiętajcie o siłowni i treningach!
Na Młynie oprócz wielu Koroniarzy, zasiadły również nasze zgody z Mielca (115) oraz Nowego Sącza (20) – chłopaki wielkie dzięki za wsparcie! Z pewnością jeszcze nie raz będziemy mogli wspólnie wspierać swoje zespoły – MKS & FKS & KKS!
Jeżeli chodzi o gości to do Kielc przyjechali w komplecie, wykorzystując 742 wejściówki. Na wypełnionym sektorze gości wywiesili 9 flag prowadząc raz gorszy, raz nieco lepszy doping. Na trybunach wywieszają także transparent skierowany do Legionistów zatrzymanych w Neapolu. Można powiedzieć, że jak na ich wizyty w naszym mieście, zaprezentowali się nawet nieźle.
Relacja Kibiców Legii:
Na ostatni w tym roku wyjazd przyszło nam się udać do Kielc. Na niedzielną „wycieczkę” na stadion przy ulicy Ściegiennego zdecydowało się niespełna 750 osób, czyli tym razem wykorzystaliśmy całą pulę biletów. Cieszy przede wszystkim to, że wreszcie zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze wokalnie przez praktycznie pełne 90 minut spotkania. Gospodarze z kolei przygotowali dość ciekawą i nieźle wyglądającą oprawę.
Na Kielecczyznę udaliśmy się samochodami. Kawalkada aut ze stolicy sprawnie dotarła pod stadion. Było to ważne o tyle, że wejście na kielecki obiekt z reguły do najszybszych nie należy. Na bramkach stewardzi sprawdzają bowiem nie tylko dowody osobiste, ale szukają również danych kibiców na specjalnie wydrukowanych listach. Co by nie mówić, tym razem naprawdę nie było najgorzej i każdy zdążył wejść na sektor przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Słynne kieleckie „pizganie” wynagradzał jednak ładny zachód słońca z panoramą Gór Świętokrzyskich w tle stadionu.
Naszym dopingiem przez całe spotkanie dyrygował „Staruch”. Nasz gniazdowy apelował o to, abyśmy pokazali się z jak najlepszej strony i dawali z siebie wszystko na tym ostatnim w 2015 roku wyjeździe. Zanim zaczęliśmy doping na całego, nie omieszkaliśmy „pozdrowić” gospodarzy żółto-czerwoną przyśpiewką. Naszą obecność tradycyjnie zaznaczyliśmy gromkim „Jesteśmy zawsze tam…”. Ten utwór zresztą w znanym już, melodyjnym wydaniu, wychodził nam naprawdę konkretnie w pierwszej połowie. Przez mniej więcej 10 minut, na pełnej mocy, będąc niemalże w transie, donośnie nuciliśmy tę wyjazdową nutę. Całkiem nieźle wychodziło nam też śpiewanie hitu z Wiednia oraz otwierającego spotkanie „Mistrzem Polski jest Legia”.
Mając świeżo w pamięci nieszczęście naszych braci, którzy przymusowo zostali na dłużej w Neapolu, wywiesiliśmy w naszym sektorze transparent skierowany do nich – ten sam, który dzień wcześniej został zaprezentowany w hali na Bemowie podczas meczu koszykarzy. Zadedykowaliśmy im również utwór „Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina”, a zwłaszcza jego trzecią zwrotkę. Co więcej, nasza pomoc nie ograniczyła się jedynie do duchowego wsparcia, lecz miała również wymiar materialny. Oprócz wspomnianego dużego transparentu w naszym sektorze pojawił się również mniejszy z życzeniami powrotu do zdrowia dla Nowaka z Powiśla.
Stadion „Scyzorów” generalnie nie był najlepiej zapełniony. Nawet sam młyn koroniarzy wypełnił się szczelniej dopiero kilka minut po rozpoczęciu spotkania, choć i tak wszyscy zmieścili się na górnej kondygnacji stadionu. Fani z Kielc przygotowali na ten mecz dość ciekawą oprawę. Jej centrum stanowił Kubuś Puchatek, którego połowę przekształcono na coś w formie Terminatora bądź znanego z kanału 4FUN.TV Misia Push-Upka. Grafikę niedźwiadka o bardzo małym rozumku dopełniały: transparent „Poznaj nasze dwa oblicza”, żółto-czerwone flagi na kiju po „wieczorynkowej” części misia oraz race ze świecami dymnymi po jego „push-upkowej” stronie. Chwilę później kielczanie sypnęli konfetti w kierunku murawy i bramki Kuciaka, powodując krótką przerwę w grze.
Widok tego „Pu…sh-Upka” mocno nas rozbawił i sprowokował do błyskawicznego stworzenia okolicznościowych przyśpiewek. Uskutecznialiśmy następujące: „Co ja widzę, co się stało? Jemu mordę oberwało”, „Misiu Puchatku, ty ch… masz w swoim zadku” i „O Koronie prawda taka – pół Kubusia, pół prosiaka”. Dodatkowo, kiedy zauważyliśmy drobne problemy z właściwą obsługą pirotechniki przez gospodarzy, ryknęliśmy: „Coś tu śmierdzi, coś tu wali, Kubusiowi zad się pali!”.
Obie strony nie szczędziły sobie wzajemnych „uprzejmości”, choć tych z naszej strony było zdecydowanie mniej. Doping „Scyzorów” stał na nie najgorszym poziomie, będąc słyszalnym co pewien czas w zajmowanym przez nas narożniku stadionu. Warto dodać, że po zaprezentowaniu choreografii, koroniarze wywiesili na swojej trybunie pokaźną liczbę flag.
Końcówka pierwszej połowy to gol dla Korony i chwila konsternacji w naszych szeregach, która momentalnie przekształciła się w donośne „Legiaaaa! Legia Warszawaaa!”. W ten sposób próbowaliśmy zmotywować naszych futbolistów do niepoddawania się. Długie śpiewy przyniosły spodziewany efekt, bo w doliczonym czasie gry Guilherme pokonał Dariusza Trelę. Wówczas w naszym sektorze zapanowała istna euforia. Chwilę później Legia powinna była prowadzić 2-1, ale sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Nikolicia. Postawa „wojskowych” w końcówce pierwszych 45 minut pozwalała nastawić się umiarkowanie optymistycznie na drugą odsłonę spotkania.
Po remisowej pierwszej połowie wszyscy mieliśmy nadzieję, że „wojskowi” przechylą szalę zwycięstwa na swoją korzyść i że będziemy mogli się cieszyć z ich wygranej. Tak też się stało. Gdy zaintonowaliśmy „Tylko Legia”, padł drugi gol dla naszej drużyny, której autorem był „Kuchy”. Wszyscy rzuciliśmy się sobie w ramiona, a naszą energię słychać było w dopingu, który z minuty na minutę nabierał mocy. Nasz kibicowski trud niewątpliwie się opłacił, bo nie zdążyliśmy jeszcze na dobre ochłonąć, a już mogliśmy się cieszyć z trzeciej bramki. Tym razem nasz supersnajper Nikolić wykorzystał podanie od Guilherme i mocnym strzałem pokonał golkipera „Scyzorów”. Notabene, w chwili obecnej legionista zdobył więcej goli niż ubiegłosezonowy król strzelców ligi Kamil Wilczek.
Od tego momentu w naszym sektorze rozpoczęło się istne wokalne tsunami. Tak głośno wykonywaliśmy „Jesteśmy zawsze tam…”, że na pewno niejednemu z nas ciary przeszły po plecach. Kibice z Kielc, czemu nie ma co się dziwić, wyglądali na zdołowanych wynikiem, który przecież początkowo układał się po ich myśli. Prawdopodobnie przez to ich wokal znacząco obniżył loty. My z kolei zapytaliśmy ich, czemu byli tak cicho. Utwory „Legia Warszawa to nasza duma i sława” czy „Ja kocham Legię” bardzo dobitnie określały pozytywne emocje, jakich doświadczaliśmy na kieleckim obiekcie. Na kilka minut przed końcem spotkania zdecydowaliśmy się zdjąć nasze okrycia wierzchnie i dopingować Legię bez koszulek. „Jesteśmy zawsze tam…”, które wtedy śpiewaliśmy, dawało taką megamoc, że nikt nie czuł otaczającego chłodu. Cieszyliśmy się, że za parę chwil „wojskowi” dopiszą do swojego ligowego konta kolejne trzy punkty. Po końcowym gwizdku sędziego, gdy nasi piłkarze podeszli przed nasz sektor, zaśpiewaliśmy im bezapelacyjny hit tego wyjazdu, jakim okazał się nasz „turystyczny” utwór. Przypomnieliśmy im również, że w zbliżającym się, jubileuszowym roku, liczy się dla nas tylko mistrzostwo Polski.
Na stadionie pozostaliśmy przez stosunkowo krótki czas i dość sprawnie ewakuowaliśmy się z Kielc. Wracaliśmy tak jak przyjechaliśmy, czyli wspólną kawalkadą. W stolicy zameldowaliśmy się około godziny 21:00, co jak na powrót z meczu wyjazdowego było naprawdę wczesną porą. W ten sposób zakończyliśmy ostatni tegoroczny wyjazd, który bez wątpienia można zaliczyć do jednego z bardziej udanych. Przed nami prawie dwumiesięczna przerwa. Rozgrywki wznawiamy 14 lutego meczem u siebie z Jagiellonią. To dobry okres, aby wesprzeć legijne sekcje koszykówki i siatkówki.
PS. Swój ligowy debiut wyjazdowy na meczu z Koroną zaliczył Staś. Młodemu, bo zaledwie 14-miesięcznemu wyjazdowiczowi, życzymy co najmniej stu wyjazdów. Osiągnięcie tej liczby z pewnością nie będzie trudne, bo wychowywany w czerwono-biało-zielonej rodzinie na Legię jest po prostu skazany. 🙂
relacja i zdjęcie od: stadionowioprawcy.net / filmy: Korona TV / Nasze Kielce / Legionisci.com